sobota, 2 lutego 2013

Nowy Rok w Berlinie


Pomysł na wypad do Berlina zrodził się bardzo spontanicznie. W  sylwestrowy poranek Rafał napisał mi smsa czy nie chciałabym pojechać wraz z nim do Berlina pod Bramę Branderburską. Mimo tego, że w poprzedni niedzielny wieczór postanowiłam nigdzie nie jeździć do sesji, zgodziłam się.  Celem naszej wyprawy było wypicie herbaty i zjedzenie czegoś dobrego pod Bramą Branderburską.

Po trudnym poranku po Sylwestrze w Gliwicach ruszyłam w stronę autostrady A4.  Po paru minutach wiedziałam, że będzie ciężko coś złapać, bo przecież nikt nie jeździ w Nowy Rok. Drogi były puste. Komunikacją miejską dojechałam na przystanek obok autostrady. Następnie ruszyłam w kierunku jak dobrze mi znanego miejsca, A4. Przeddzień naszego wypadu do Berlina Rafał ostrzegał mnie, że ciężko mu się już jechało w Sylwestra do Wrocławia; mówił, że czekał około godziny na jakiegokolwiek stopa.  Byliśmy umówieni o 11 na Bielanach we Wrocławiu. Była 9 a ja dopiero w Gliwicach na autostradzie bez żadnego samochodu.

Mówi się trudno. Najwyżej się spóźnię pomyślałam. Na A4 nie było żadnej żywej duszy. Przejechały z 4 auta, niestety nie jechały w kierunku Wrocławia tylko Katowic.  Po 10 minutach czekania na światłach pojawił się autokar. Pomyślałam sobie, że fajnie by było pojechać nim. Miałam w ten dzień szczęście,  autokar zatrzymał się i zabrał mnie aż do WrocławiaJ Ostatecznie byłam punktualnie!

Z Bielan zabrał nas młody mężczyzna z okolic. Podwiózł nas na następną stację. 

Rafał łapie stopa do Berlina :)

Skoro wcześniej Rafał złapał stopa, teraz była kolej na mnie. Po chwili mieliśmy już już podwózkę na rozwidlenie autostrady. Niestety nasz kierowca jechał w przeciwnym kierunku co my i zostawił nas na środku autostrady na owym rozwidleniu.

ja i Rafał 

którą autostradę wybrać?


Od tej pory mogliśmy iść w sumie pieszo, bo zostało nam około 207 kilometrów do celu. Jednak jak z daleka wypatrzyłam małą stację benzynową.


coraz bliżej!:)
Po chwili na małą stacyjkę wjechał sympatyczny mężczyzna. Jednak od razu zauważyliśmy, że jest nieźle napakowany. Mimo wszystko dla chcącego nic trudnego  mówię Rafałowi. Rafał od razu poszedł się zapytać. Okazało się, że człowiek jedzie w tym samy kierunku co my i może nas zabrać ze sobą! Genialnie!

Rafał negocjuje:)


 Dobre towarzystwo i droga szybko leci! Zostajemy nawet poczęstowani pysznymi ciastkami jeszcze ze świąt owego mężczyzny, który wraca do Niemczech do pracy.

granica PL&D



Niedługo później nasza wspólna droga dobiega końca i musimy się pożegnać. Wymieniamy się numerami telefonów i ruszamy dalej! Bez mapy, bez pieniędzy .. :D Po drodze trafiamy na dwóch Polaków, którzy podwożą nas dalej. Przy dobrej, głośnej muzyce jedziemy dalej.  Faceci jadą do Holandii, do pracy. W międzyczasie częstują nas zielskiem, dziękujemy.
na jednej ze stacji w Niemczech



Okazuje się, że zajechaliśmy troszkę za daleko.  Próbujemy się wrócić na inny zjazd.  Ubłagaliśmy Polkę, która wracała z Holandii od męża, żeby nas zabrała. Upychamy się z Rafałem w dwuosobowym samochodzie z jej dzieckiem i psem. Masakra! Typowa blondyneczka nie pomogła nam aż tak bardzo, bo bała się zjechać z trasy mimo tego, że miała JPS :D Mimo wszytsko dziękujemy jej, bo od teraz jesteśmy od Berlina około 30km J  W sumie można powiedzieć, że wcześniej też byliśmy,  ponieważ jeździliśmy obwodnicą, która biegnie naokoło tego miasta.

Było już ciemno, a myśmy koniecznie chcieli dotrzeć do bramy jeszcze dziś. Postanawiamy iść na piechotę, wydawało się to blisko i droga całkiem prosta. Po drodze spotykamy starsze małżeństwo na przystanku. Po paru minutach rozmowy okazuje się, że czekają na autobus, który jedzie w kierunku centrum Berlina. Postanawiamy poczekać wraz z nimi. Po chwili jedziemy.. jesteśmy coraz  bliżej naszego celu (trzeba zaznaczyć, że kierowca o tej porze nie chciał od nas żadnych pieniędzy za bilety, znowu się udało!)Następnie przesiadamy się do metra. Chcieliśmy kupić bilety, niestety biletomat nie obsługiwał naszych polskich kart ani banknotów euro..(do przygody wzięłam trochę pieniędzy:P)  Jeszcze kolejna przesiadka w metrze i jesteśmy w centrum Berlina!



Zanim odnaleźliśmy się na stacji minęło dobre parędziesiąt minut. W końcu znajdujemy metro, które jedzie w stronę  Bramy Branderburskiej.



                                                 Szczęśliwie docieramy do celu!
Brama Branderburska



Po zjedzeniu paru kromali, ciastek i wypiciu herbaty ruszamy trochę pozwiedzać Berlin. Po drodze mijamy symboliczny fragment Muru Berlińskiego.
Dalej zobaczyliśmy Reichstag , siedziba niemieckiego Bundenstagu 





Spacerujemy  jeszcze chwilę po centrum Berlina i wracamy na peron metra.  W trakcie kiedy ja zwiedzam peron Rafał pada ze zmęczenia :D




Kiedy znaleźliśmy się na głównej stacji  okazuje się, że następny pociąg w naszym kierunku  jedzie  za 1,5h. Postanawiamy iść odświeżyć się do MC, odpocząć. Po 1,5h wracamy na peron jest parę minut po drugiej, a pociąg nie przyjeżdża.. No nic następny mamy znowu za niecałe 1,5h.. I znowu ta sama historia.. Nie przyjechał. Wracamy się do MC, postanawiamy, że chwila na drzemkę. Po godzinie idziemy znów na peron zmarznięci, niewyspani..na szczęście pociąg przyjeżdża. Potem kolejna przesiadka i kolejna i jesteśmy na przystanku, gdzie parę godzin temu rozmawialiśmy ze straszym małżeństwem. 
Po paru minutach znajdujemy się na stacji, gdzie próbujemy coś złapać, by wydostać się z tej przeklętej stacji.  Niestety.. żadnej żywej duszy, prócz wrednej baby ze stacji, co nie chciała dać nam wrzątku.. A kazała kupić.. phi!

Po jakimś czasie podwozi nas starszy Niemiec. Mało  z tej podróży  pamiętam, bo ledwo co weszłam do samochodu to zasnęłam. Rafał natomiast prowadził z Niemcem ciekawą jak się późnije okazało pogawędkę.
I znowu znajdujemy się na stacji gdzie parę godzin temu byliśmy. Musimy jednak przejść na drugą  stronę..  Nadrabiamy trochę drogi, ale po paru minutach jesteśmy tam gdzie chcieliśmy. Znajdujemy od razu podwózkę PL tirami. Jednak musimy czekać, gdyż wymieniają koło. Na nasze szczęście trwa to więcej niż godzinę. Zdążyliśmy coś zjeść, wypić kawę  w MC..
Mimo tego, że mamy zapewnioną podwózkę do PL, Rafał namawia mnie na dalszego stopa. Zgadzam się, choć prawdę mówiąc nie chciało mi się.. Nagle podjeżdżają Polacy z gdańską rejestracją. Przez głowę przeszło mi tylko jedno, Bałtyk w styczniu! Niestety mieli tylko jedno miejsce.  Przez ten pomysł dostaję sił i dla żartów podbijam do Holendrów. Mimo tego, że wiedziałam, że na pewno nie jadą w nasyzm kierunku.
-Jadą państwo może w kierunku PL – pytam
-Tak
- A w kierunku Wrocławia?
- JadąJ
-Opola?
-Jadą
-Katowic?
-Jedziemy do Oświęcimia!
I tak zaczyna się nasz najlepszy stop w wyprawie do Berlina! Młoda para jest taka miła.  Powygłupialiśmy się z nimi, pośmialiśmy, porobiliśmy sobie fotki.  Małym autkiem wyprzedzaliśmy każdego.. no w sumie czemu tu się dziwić?


CO chwilę zahaczaliśmy o MC. Było naprawdę śmiesznie!





Był to świetny wypad, chyba najbardziej szalony z dotychczasowych. Bez map, pieniędzy..Było zimno, ale to nam nie przeszkadzało, wciąż nam dopisywał humor. Doskonale się bawiliśmy.  Kiedy dotarłam do akademika byłam zmęczona, choć nie na tyle by pójść spać. Poszłam jeszcze na urodziny do mojej przyjaciółki. Dopiero po północy położyłam się spać po dwóch dniach na pełnym obrocie:D