piątek, 1 listopada 2013

Ukraina

Ukraina 24-28.10.2013

DZIEŃ PIERWSZY

Pomysł na wypad na Ukrainę zrodził się bardzo spontanicznie, a że mam koleżankę-ukrainkę w Ivano-Frankowsk nie zawahałam się ani trochę! Wybrałam się tam z moim kolegą ze studiów-Adamem.

Naszą przygodę rozpoczęliśmy przy bramkach na A4  w Gliwicach. Mimo deszczu humory i tak nam dopisywały. Oboje nigdy nie jechaliśmy A4 w stronę wschodniej granicy, dlatego też byliśmy ciekawi jak pójdzie nam stopowanie w tym kierunku. Niestety nie wyglądało to, tak jak w kierunku Wrocławia.

Od początku poruszaliśmy się krótkimi dystansami, gdzie w dodatku wysiadaliśmy w totalnie beznadziejnych miejscach.
nowy sposób na łapanie stopa :D
Były momenty, gdzie ochrona z autostrady przeganiała nas, skakaliśmy przez płot przy bramkach, policja nam nie pozwalała łapać stopa itd..  Mimo tego, nie zrażaliśmy się, bo zabawa była przednia.  Dopiero przed Krakowem złapaliśmy transport do Rzeszowa, wtedy jeszcze mieliśmy nadzieję, że może dojedziemy do Lwowa wieczorem. Niestety ciężarówki nie jeżdżą zbyt szybko i co chwila nasz kierowca się musiał zatrzymywać, do tego straciliśmy może z godzinę, bo staliśmy w korku. A z Rzeszowa znowu małymi odcinkami podążaliśmy w stronę Ukrainy. Już w
tamtych rejonach wyczuliśmy, że to nie śląsk -> znacznie szybciej robiło się ciemniej. Mimo tego dalej lecieliśmy na Ukrainę.

Zciemniało się, a my byliśmy w totalnej wypizdowiu..gdzie znowu zaczęło lać. Byliśmy 30 km od granicy  Korczowa, niestety nikt w tamtym kierunku nie jechał, więc postanowiliśmy pojechać na Przemyśl, a stamtąd już na Medykę. Mimo 19 wierzyliśmy, że jeszcze dziś pobawimy się w klubach we Lwowie! 

W Przemyślu byliśmy gdzieś około 21. Zaczęliśmy szukać jakiegoś transportu na granicę. W międzyczasie poznaliśmy tamtejszych meneli, wszelkie mrówki i inne stworzenia, które chciały nam już sprzedawać wódkę. MASAKRA!
ale i tak humory dopisywały!

Ostatecznie wylądowaliśmy na granicy około 22. A tam... pełno mrówek, które już handlowały rzeczami przeniesionym zza granicy, całodobowa chyba jedyna w Polsce biedronka :D !

żegnaj PL!

Ledwo co przeszliśmy granicę, a tam.. sklepy gdzie można było kupić wieeeelkie, plastikowe kielony wódki! Brrr! 

Jak się po jakimś czasie okazało, ostatnia marszrutka już odjechała. Tak więc mieliśmy wybór, albo próbować dostać się do Lwowa na stopa albo spędzić noc na granicy. 

Ze względu bezpieczeństwa wybraliśmy to drugie. Znaleźliśmy jakieś pole z mega chaszczami, gdzie rozwinęliśmy swoje śpiworki. A że były to pierwsze godziny moich urodzin ( Ukraina -> +1godzina, więc było już późno) postanowiliśmy się napić czegoś w celu rozgrzania. Chciałam nastawić budzik na rano, ale Adam mi mówi, że i tak obudzimy się przed wschodem słońca.. Stwierdziłam, zaryzykujmy! Może spaliśmy 2 godziny jak obudziła nas ulewa(spaliśmy tylko w śpiworach) ...  
- Co robimy? - zapytał Adam. Popatrzyłam na niego jednym okiem zza śpiwora i .. przykryłam się po całe uszy.
-Ok.- powiedział. Nie minęło 5 minut, a on już smacznie sobie spał. 
Stwierdziłam, że trzeba przeczekać tą ulewę, nie ma sensu teraz się zbierać, bo jeszcze bardziej będziemy przemoczeni. Nie mogłam się ruszać w śpiworze, bo wtedy przemakał.Wtedy to było straszne, a teraz, z perspektywy czasu.. śmieszne :D Ulewa minęła, a my zebraliśmy się jakąś chwilę po niej.


DZIEŃ DRUGI 

Było po 5 jak czekaliśmy z innymi ludźmi na 'przystanku' na marszrutkę w kierunku Lwowa. Nagle ludzie zaczęli się zbierać w jedno miejsce. My też chcieliśmy, bo wiedzieliśmy, że lada chwila przyjedzie coś, ale staliśmy osłupiali, kiedy zauważyliśmy jak ludzie przepychają się, dawają sobie z łokcia i podbiegają do marszrutki. Tak jakby miało dla nich zabraknąć miejsca.. Poczekaliśmy na kolejną;) 

Wsiedliśmy, a po jakiś czasie kierowca zaczął chodzić po marszrutce ze skórzaną sakwą i zbierał pieniądze. Smród w tym busiku jest niedoopisania! Serio! Ruszyliśmy. Mieliśmy do pokonania niecałe 100km, które nasz busik pokonał w ... 3,5h..! Po drodze zatrzymywaliśmy się na pobliskich, z prawdziwego zdarzenia wsiach. 

Kiedy dotarliśmy do Lwowa postanowiliśmy poszukać czegoś w kierunku Ivano-Frankowsk. Poszukaliśmy jakiejś rozpiski. Jednak skończyło się to  na wyśmianiu rozkładu jazdy pociągów/busów, bo przecież i tak nie rozumieliśmy ich hieroglifów! 

O 8 siedzieliśmy już w marszrutce do Ivano-Frankowsk. Zdążyłam zadzwonić do Eli, że zaniedługo zobaczymy się po .. 13 latach :D
 Droga do Ivano-Frankowsk była długa, ale ciekawa. Wtedy tak naprawdę zobaczyliśmy prawdziwą Ukrainę, z prawdziwymi wielkimi dziurami, z kierowcą, który większość czasu jechał pod prąd mimo tego, że z nad przeciwka jechało jakieś auto. Doświadczyliśmy wyprzedzania konia, auta, nawet przysypiania naszego kierowcy za kółkiem! Po 4,5 h byliśmy w Ivano-Frankovsk!!!

B-DAY part 1 
Na początku zostaliśmy ciepło przyjęci przez rodzinę mojej koleżanki -Eli. Po obiedzie, postanowiliśmy zobaczyć miasto.Wylądowaliśmy w centrum handlowym, gdzie zaopatrzyliśmy się w jedzenie na grilla i piwo. Poszliśmy nad rzekę, gdzie zrobiliśmy sobie ognisko, rozłożyliśmy koc i klachaliśmy. 

Adam, ciepła woda była no nie?:)

Adam, Andri, Ela i ja;)

jest suuuuuper!
I tak sobie siedzieliśmy, aż zaczęło się ściemniać. Super było nad rzeką, ale zaczynało robić się zimno, więc zebraliśmy się do domu. 


B-DAY  part 2

Kiedy przyszliśmy do domu zaczęliśmy się zbierać na część drugą urodzin. Okazało się, że Ela ma kolegów, którzy prowadzą restaurację w mieście, dlatego też postanowiliśmy się tam udać. Wszyscy mówili po polsku, więc nie było problemu, żeby się z nimi porozumieć.
Kupiliśmy ukraińską wódkę, kurczaka(?!to  do teraz dla mnie jest wielką zagadką, dlaczego kurczak!) i pojechaliśmy! 
czekamy na 'popisowe danie'

można zaczynać wcinać:P

wielkie, ukraińskie kielony!

Tak więc czas mijał nam bardzo przyjemnie wraz z wielkimi kielonami ukraińskimi. Właściciele na jakiś czas pojechali po zapitę, tak więc my stanęliśmy na barze; czuliśmy się jak u siebie w domu. Puszczaliśmy polskie, ukraińskie hity. Suuper! :D

obsługa baru:)
Kiedy wszyscy wracaliśmy taksówką do domu, śpiewaliśmy od hymnu PL przez Rotę, Legiony PL aż po kolędy. Aż dziwię się, że taksówkarz nas nie wyrzucił, musiał być bardzo wyrozumiały :D Wróciliśmy gdzieś około 4 nad ranem.

DZIEŃ TRZECI


Dzień miał zacząć się o 9, ale Ela nas nie obudziła. Wstaliśmy baaardzo  późno, aż wstyd się przyznać :P Zjedliśmy obiad i poszliśmy pochodzić po mieście. 
miasto..

tu miał być ogień, który nigdy nie gaśnie, ale właśnie zgasł..

cała nasza 4 na tle podwodnego cmentarza..

Pochodziliśmy trochę, a kiedy zrobiło się już zimno zebraliśmy się do cieplutkiego domu, gdzie wieczór spędziliśmy w pełnym ciepła mieszkaniu. 

DZIEŃ CZWARTY

Wstaliśmy wcześnie rano, pogadaliśmy i powoli zebraliśmy się do Ukraińskiego z polską mszą kościoła wraz z babcią Marysią. Babcia Eli to najcudowniejszy człowiek na ziemii, naprawdę! Gdyby tylko zechciała, zabrałabym ją ze sobą! 

prawie jak 13 lat temu :D

Msza na Ukrainie to całkiem coś innego niż w Polsce. Nie ma tu żadnej komerchy, popisu, rewii mody czy szpanu. Tam ludzie przychodzą, by się pomodlić, by to wszystko przeżyć.Po prostu chcą. Ich wiara jest tak głęboka, że aż mnie coś tknęło.. 

wnętrze ukraińskiego kościoła



z najukochańszą osobą na świecie! 

Ivano-Frankowsk

Wróciliśmy na obiad i niestety musieliśmy zacząć się zbierać. A to było najgorsze z całego pobytu, zebrać
się, pożegnać się i wyjechać..


w domu Eli i babci Marysi


zdjęcie z naszymi nowymi nabytkami musi być "D

PL..marzenie każdego Ukraińca


Niestety czas to mój największy wróg. Leciał nieubłaganie.. 

Kiedy znaleźliśmy się już w centrum Ivano-Frankowsk wszystkie marszrutki były pełne..Nie chcieliśmy stać, bo wiedzieliśmy, że czeka nas długa droga. Nagle sam z siebie podszedł do nas kierowca autokaru co jechał też między innymi przez Lwów. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy razem z nim. Jako, że nie mieliśmy biletów, musieliśmy iść  500metrów dalej, gdzie już nikt nic nie będzie sprawdzał. 









tyyyyyyle ludzi bez biletów! 

i ostatnie wspólne zdjęcie

No i odjechaliśmy z Ivano-Frankowsk.. Mieliśmy być wieczorem we Lwowie..Chcieliśmy na chwilę pochodzić i o północy odjechać w kierunku PL. Wszystko mniej więcej mieliśmy obcykane.. No właśnie.. mniej więcej.. Nie przewidzieliśmy jednej rzeczy... że możemy się tak zagadać, że nie zobaczymy, że to Lwów, że będzie tylko jeden przystanek w mieście, a nie więcej tak jak wcześniej - na początku i na końcu miasta..Mimo tego i tak humor był :P 

Tak więc pojechaliśmy, aż do Rzeszowa autokarem. Na granicy straciliśmy sporo czasu..Polscy celnicy bardzo skrupulatnie sprawdzali ukraińców, którzy chcieli wjechać do Polski. Pytali się o dosłownie wszystko.. 

granica! pierwszy raz możemy cofnąć czas -1h :D!

Kiedy przyjechaliśmy do Rzeszowa było już po północy.. Cały czas mieliśmy nagrany Kraków u mojej koleżanki. Jednak autostop rządzi się swoimi prawami - nigdy nie wiadomo co się wydarzy.. 
Poznaliśmy Sławka, kiedy próbowaliśmy coś złapać na Kraków. Ostatecznie zabrał nas na rzeszowskiego kebaba, a później wybraliśmy się na piwo. 


ze Sławkiem próbujemy coś złapać..

Kiedy pożegnaliśmy się ze Sławkiem było już po 3. Przeszliśmy na początek miasta i stwierdziliśmy, że nie ma sensu już łapać o tej godzinie. Poszukaliśmy dobrego miejsca na spanko. Na szczęście w tą noc nie padało, więc można nawet powiedzieć, że było ciepło! :P 
nasza miejscówa
A z Rzeszowa to już rzut beretem i jesteśmy na śląsku! 


PODSUMOWANIE

Wypad na Ukrainę był strzałem w dziesiątkę. Choć nie zrealizowaliśmy do końca naszych planów ( miał być Lwów, Kijów) to i tak było świetnie i nie zamieniłabym tego na coś innego. Totalna odskocznia od codzienności!
Co więcej, spotkanie po 13 latach było chyba najpiękniejszym prezentem na moje urodziny. Urodziny na Ukrainie coś świetnego!
Poza tym te ciepło, które dostaliśmy w domu Eli, coś niesamowitego. To się ceni!
Wiem jedno, jeszcze tam kiedyś wrócę, ale na dłużej. Wiem też, że wreszcie zobaczę ten Kijów, przejadę się pociągiem i poznam jak to się jeździ koleją ukraińską. 



No i kompot wiśniowy od babci Marysi, za którym tam tęsknię!! :D 

najlepszy kompot wiśniowy pod słońcem!
na koniaaaaaaaaa! (ostatni toast na UA)